poniedziałek, 15 lipca 2013

Próba - Magia żywiołów


- Gotowy na pierwszy dzień pracy? – odezwała się Layla. Ubrana była w białą, lnianą bluzkę i czarne rurki. Na nogach miała ciemne baleriny. Swoje blond włosy upięła w luźny kok.
- Oczywiście – uśmiechnął się Hao. Przyodziany był w czarne spodnie, fioletową bluzkę, ciemną kamizelkę i  niebieskie trampki. Włosy związane miał w niską kitkę, niestety musiał zdjąć swoje kolczyki. Takie wymogi BHP. Oczywiście był to tylko strój firmowy, a jego peleryna grzecznie na niego czekała – Mam nadzieję, że ty dasz sobie radę.
- Asakura, nie pyskuj, tylko bierz się do pracy! Za dziesięć minut otwieramy.
- Tak jest – zasalutował szaman. – A gdzie reszta personelu?
- Patrzę na nią – uśmiechnęła się blondynka. Przez te dwa tygodnie zdążyła polubić Hao. Nawet kazała mu się zwracać do siebie po imieniu. Jakby nie patrzeć, była od niego starsza tylko o dziesięć lat.
- Ja mam to wszystko ogarnąć? – zbulwersował się młody szaman. Lokal nie był może wielki, ale pięćdziesiąt osób na luzie by się zmieściło.
- Złość piękności szkodzi – zaśmiała się Hottari* – Ja też tu jestem.
- Zamierzasz pracować?
- Nie, usiądę i popatrzę jak sprzątasz stoliki.
- Haha, bardzo śmieszne – mruknął brązowowłosy – Ja serio pytam.
- No przecież mówię – powiedziała podając mu klucze – Otwieraj lokal.
                No tak, dziewczyna nie była tak głupia, by otwierać drzwi, gdy tłum czeka pod drzwiami, aby wedrzeć się do lokalu. Hao zgrabnym ruchem otworzył drzwi na szeroko. Tak jak się spodziewali, tłum balangowiczów wkroczył do pomieszczania. Zatrudniony na tą noc DJ zaczął puszczać muzykę, więc impreza ruszyła pełną parą.
- Asakura. Zapiekanki na jedenasty stolik, ale z życiem! - Hao nie miał lekko. W kółko podawał zapiekanki, pizzę i inne artykuły na stoliki.
                Była już czwarta trzydzieści trzy, a zabawa nadal trwała. „Jeszcze tylko półtorej godziny i do domu (w tym wypadku obozu)” – przemknęło przez myśl szamanowi. Nogi miał jak z waty, całą noc spędził chodząc. Nie mówmy lepiej o rękach, które wołały o pomstę do nieba. Wszystko go bolało, a Duch Ognia chciał zacząć z nim treningi. „Co ja takiego mu zrobiłem?” – krzyczał w myślach Asakura.

                Nareszcie koniec na dziś. Znaczy na rano, bo wieczorem znów trzeba przyjść do pracy. Lokal otwarty był codziennie. Z jednej strony męczarnia, a z drugiej strony wyższe zarobki. No, ale jak na pierwszy dzień nie było źle. Stłukł tylko dwie szklanki i pomylił trzy zamówienia. Kto by się tym przejmował? Tylko jeden wegetarianin dostał hamburgera z potrójnym serem, ale bez odrobiny warzyw. Odgrażał się trochę, ale butelka darmowego piwa od razu zażegnała spór.
- Do zobaczenia Asakura – uśmiechnęła się Layla wchodząc do małej szatni dla personelu. W sumie były tam tylko trzy szafki na ubrania, stolik, dwa stare fotele, dywan i drzwi(zapewne od łazienki). Ścianę i podłogę pokrywały kafelki. Te na ścianach były jasnozielone, a na podłodze jasnobrązowe.
- Nie umiesz pukać? – Hao stał na środku pokoju, zapinając rozporek, a pelerynka grzecznie czekała na niego na fotelu.
- No przestań – zaśmiała się szefowa – Muszę integrować się z personelem.
- Podglądając go? – zdziwił się szaman.
- Od czegoś trzeba zacząć – odpowiedziała hardo dziewczyna – Pamiętaj, masz być o dziewiętnastej.
- Oczywiście – uśmiechnął się Hao. Już w pełni ubrany, zaczął kierować się w stronę obozu. Szedł wolnym krokiem. Był strasznie zmęczony. Całą noc pracował, a jeszcze trening. Ogólnie to się cieszył. Gdyby nie okoliczności w jakich się znajduje. Nie miał ochoty nawet się ruszyć. Dziś pozna techniki władania nad żywiołami. Teoretycznie już je zna. Gorzej z praktyką. Po kilkunastu minutach dotarł do obozu. Nie był on może super genialny, ale nie najgorszy. Składał się z namiotu, który Hottari chciała wyrzucić, paleniska i groty.
- Dobranoc Duchu Ognia – powiedział szaman wchodząc do namiotu. Marzył już tylko by się wyspać – Obudź mnie...
- …na trening – przerwał mu Yakei.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale” – odparł Seishin – Sam mi kazałeś pilnować Cię żebyś trenował, a nie wykręcał się.
- Dobra – mruknął zrezygnowany szaman – Dobranoc.

Po tych słowach Asakura momentalnie zasnął. Ostatnia noc nieźle dała mu się we znaki. Nie był pewny, czy duch mu odpowiedział. Niestety, więcej niż pięć godzin nie pośpi. Ale to miało być rozwiązanie tymczasowe. Dopóki nie nauczy się panować nad gwiazdą jedności. Najgorsze było to, że Asaha Douji Asakura uczył się tego aż dwadzieścia lat, a on? Był pewien, że w życiu się nie nauczy. No, ale cóż. Warto spróbować. Jak mu się nie uda za pierwszym razem, to może za drugim, trzecim, kolejnym.
- Wstawaj! – krzyk Ducha Ognia wyrwał Hao ze snu. Niestety młody szaman nie wiedząc co się dzieje, uderzył swoją asakurzastą łepetynką w rurkę, która podtrzymuje konstrukcje namiotu.
- Co się stało? – spytał Hao, próbując wygramolić się z tymczasowego domku.
- Trening się stał – odparł duch – No co się tak patrzysz? Ruszaj się. Znalazłem dość sporą polanę, będziesz mógł tam ćwiczyć.
- A to nie mogę? – zdziwił się młody Asakura.
- Chcesz spalić obóz?
- Aaa… Chyba, że tak.
Szli kilka minut. Znaleźli się na dużej polanie, którą przecinała rzeka, z resztą ta sama, co mija jego obozowisko. Na łące kwitły polne kwiaty: białe stokrotki, różowe bratki i żółte ziarnopłony. Oczywiście nie zabrakło soczystej trawy, w której chowały się zające i inne drobne zwierzęta. Przestrzeń ogradzały wyniosłe sosny, brzozy i topole. W oddali słychać było śpiew skowronków i popukiwanie dzięciołów. W strumyku odbijało się majowe słońce. Można by rzec, że był dziś piękny dzień, nieokalany żadną, nawet najmniejszą chmurką.
- Od czego zaczynamy? – spytał Asakura.
- Od wody.
- Co? A nie od ognia?
- Ech… - westchnął duch – To może zaczniemy od teorii – długowłosy tylko skinął głową – Może lepiej przycupnij, to będzie dość długa lekcja – po tych słowach Asakura grzecznie usiadł – Będziesz uczył się panowania nad czterema elementami: wodą, ziemią, ogniem i powietrzem. Każdy z nich jest inny. By panować nad aquą** musisz być jak ona. Podążać jej śladem, zmieniać kierunki pływów, stany skupienia. Nie możesz panować nad nią, tylko się z nią zjednać. Być nią. Terra** jest za to twarda i nieustępliwa. Aby ją zrozumieć musisz być jak mur, skała czy lawina. Aer** jest zmienny. Raz jest leciutkim wietrzykiem, by za chwile stać się potężnym huraganem czy tornadem. – duch zrobił na chwilę pauzę – Ignis** jest żywy, dynamiczny. Może siać spustoszenie. Jeśli stracisz nad nim kontrolę, on dalej będzie pochłaniał. Taka jest właśnie różnica. Woda, ziemia czy powietrze bez ciebie ucichną, a ogień nie. Dalej będzie trawił wszystko co stanie mu na drodze. By go opanować, musisz go zrozumieć. Zobaczyć jak się tworzy, jak żyję. Dlatego nauczysz się go na końcu…
- Nie lepiej od razu zaczął od najtrudniejszego. Potem będzie już z górki – przerwał mu Hao.
- Nie – odparł Yakei – Jesteś jeszcze zbyt słaby.
- Ja słaby! – krzyknął długowłosy.
- Dobra, powiedzmy niedouczony – Ducha Ognia śmieszyło zachowanie Asakury. Zachowywał się jak dziecko. Dziecko, na które leciała każda dziewczyna w dyskotece.
- Teraz podejdź do strumyka i spróbuj się z nim połączyć.
- Jak mam się z nim połączyć?
- Nie wiem. Asaha nauczył się tego tysiąc lat temu, a ja zacząłem mu towarzyszyć pięćset lat później.
Po tych słowach na głowie Asakury pojawiła się charakterystyczna kropelka. Jak on chce go czegoś nauczyć? Przecież sam nie wie jak. Lecz czy aby na pewno?
- Spróbujmy – powiedział Hao podchodząc do rzeczki. Wyciągnął obie dłonie mad taflę wody, zamknął oczy i zaczął nimi poruszać. Raz w górę, raz w dół. I znowu. – Nic się nie dzieje – mruknął szaman.
- Nikt nie powiedział, że będzie to łatwe – odparł Yakei – Będziesz to ćwiczył, aż ci wyjdzie.
- Ok – powiedział zrezygnowanie Asakura. Zamknął oczy i ponownie próbował zawładnąć nad wodą. Niestety była to wyższa szkoła szamaństwa. Nic nie pomogło. Krzyki, obelgi, prośby. Zero reakcji. Strumyk jak płynął tak płynął.
- Wracajmy – powiedział duch.
- Poczekaj – mruknął Hao – Zaraz mi wyjdzie.
- Zaraz to cię wyleją z pracy.
- Co?! – Hao spojrzał na słońce – No tak, już mogła być osiemnasta. Dobra, chodźmy.
Szli dość szybkim krokiem. Znaczy się Hao szedł, a Duch Ognia leciał przy jego głowie w formie płomyka. Niestety nie utrzymali długo takiego tempa. Ostatnia noc dawała się Hao we znaki. Dlatego większość trasy przebyli wolnym spacerkiem. Szli teraz o wiele dłużej. Nie uważali tego czasu za stracony, ponieważ wysłuchali koncertu ptasiego chóru.
- Jestem! – krzyknął Hao wchodząc do lokalu. To co zobaczył, przeraziło go. Wszędzie balony, serpentyny i inne okazyjne ozdoby.  Nie, nie była to stypa, tylko urodziny.
- Co to jest? – spytał szaman podchodząc do szefowej. Ubrana była w piękną suknię w kolorze seledynu (Dokładnie nie wiem co to za kolor, ale fajnie brzmi.), a jej blond włosy opadały kaskadami na odkryte ramiona. Twarz dziewczyny pokrywał lekki makijaż.
- Dzisiaj organizujemy urodziny dla sześciolatki.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś? – dopytywał się Hao.
- Asakura, nie oszukujmy się. Z własnej woli nie przyszedłbyś na imprezę rodem z bajek Disney’a. Księżniczki, piękne suknie. No i panowie w smokingach. Wiesz, takie klimaty. W szatni czeka na ciebie garnitur.
- Ga… Garnitur – zająkał się długowłosy. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale uprzedziła go Layla.
- Żadnego „ale”. Tylko szybko się przebierz.
Hao mamrocząc coś pod nosem ruszył w stronę szatni. Minął suto zastawione stoły i już po chwili wszedł do małego pomieszczenia. Zobaczył na fioletowym fotelu czarny garnitur. Dość niechętnie zaczął się rozbierać. Ku jego uciesze krawat był już zawiązany, wystarczyło go tylko przełożyć przez głowę i gotowe.
- Hao po kilku minutach powrócił ubrany w czarny smoking(zdjęcie na końcu). Jego mina wyrażała wszystko. Nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Spójrz na to inaczej – uśmiechnęła się słodko Hottari – Dziś kończymy wcześniej.
- Chociaż jeden plus – mruknął ponuro Asakura.
- No, rozchmurz się – powiedziała – Będzie dobrze. Razem damy radę.
- To mnie pocieszyłaś.
- Dzisiaj mamy tylko ich pilnować. Odpowiadamy tylko za lokal i dzieci. Resztą rzeczy zajmuję się catering.
- Dobra i tak już nie ucieknę – zawołał szaman – Patrz, mamy pierwszych gości.
- Idź, pobaw się w lokaja czy coś – odparła szefowa, popychając go w stronę drzwi.
Goście bawili się świetnie. Ubrani byli jak na prawdziwy królewski bal. Oczywiście też tak się zachowywali. Ukłony i miłe słówka były priorytetem. Hao i Layla siedzieli tylko za barem i spoglądali na bawiące się dzieci. Asakurze nie mieściło się w głowie, po co kazano mu się przebierać w garnitur jak i tak tylko siedzi w kącie. Hottari ujęła to tylko słowami „Klient płaci, klient wymaga”. Kiedy blondynka poszła się odświeżyć do łazienki do młodego szamana podeszła malutka brunetka. Oczywiście pięknie ubrana, w różową sukienkę, na głowie miała diadem księżniczki.
- Proszę pana! – zawołała dziewczynka.
- Tak? – odparł Asakura, kucając przed rozmówczynią.
- Jak ma pan na imię?
- Hao, a ty?
- Astrid – powiedziała dziewczynka – Co pan robi z włosami, że są takie śliczne. Chciałabym kupić prezent mamusi. Tylko nie wiem jeszcze co.
- Ja? – zdziwił się szaman – Nic szczególnego, one po prostu już takie są.
- Aha – powiedziała cichutko dziewczynka. Była pewna, że znalazła idealny prezent dla matki.
- A co lubi twoja mama? – próbował pocieszyć małą.
- Konie - zawołała dziewczynka.
- To może poszukaj dla niej coś, co jest z nimi związane.
- Czyli mam szukając dla niej prezentu, myśleć jak ona. Stać się nią. Dziękuje. – krzyknęła entuzjastycznie dziewczynka, biegnąc w stronę stolików.
Ostatnie słowa brunetki bardzo go zdziwiły. „No tak, muszę być jak woda, zrozumieć ją” – pomyślał szaman. Teraz już wszystko zrozumiał. Rozwiązał zagadkę. Gdyby nie zobowiązania zawodowe, biegłby już w stronę polany treningowej. Niestety nie chciał podpaść szefowej już drugiego dnia.
- Duchu Ognia – powiedział szeptem szaman, tak by tylko on usłyszał – Już wiem jak opanować żywioły.
- Jesteś pewny? – dopytywał Duch Ognia.
- Na sto procent.
- Okaże się – mruknął Yakei.